środa, 5 lutego 2014

Westernowy Dysonans

Oglądając ostatnio westerny naszła mnie refleksja. Kiedy w westernie pojawia się zła banda (a pojawia się niezmiennie), jedzie do miasteczka, kradnie, rabuje, pije na umór i opuszcza miasto. Następnie jedzie do innego miasta, a tam wydaje kradzione pieniądze na alkohol (który to alkohol kradli w poprzednim miasteczku) i kobiety (z którymi zabawiali się za darmo w poprzednim miasteczku). Czy to nie dziwne? Po co im pieniądze, skoro kradną wszystko, czego potrzebują? Po co jadą do sąsiedniej mieściny, żeby wydać zrabowane pieniądze, zamiast nadal ukraść to, czego potrzebują?

Podobnie sytuacja przedstawia się w RPG, gdy prowadzi się grupę rabusiów czy innych niegodziwców. Pytałem graczy i okazuje się, że kradną dla akcji, z nudów, żeby coś robić. Wydają pieniądze tam, gdzie nie chcą kraść, gdzie jest fajnie i żal to psuć.

Zatem postanowiłem stworzyć więcej niż jedno "fajne miejsce". Miasto, którego nie będzie się chciało psuć - przecież w rzeczywistości bywają takie miejsca. Przyjemniej, gdy barman rzuci historyjką nalewając piwo, hotelarz zna nas po imieniu, nawet miejscowe dziwki chętnie oddają swoje wdzięki. do tego nikt nie wstrzyma dostaw whisky, a miejscowy rusznikarz nie opuści miasta w ślad za jedynym lekarzem. Nawet szeryf nie będzie się specjalnie czepiał grupy rewolwerowców, którzy chętnie płacą za wszystko, dają słone napiwki i nie wyciągają broni w granicach miasta. No, chyba, że konkurencja zdecydowała się napaść na miejski bank. A konkurencji przecież nikt nie lubi.

A w następnym odcinku kolejny nurtujący mnie problem, który kiedyś ruszyłem, ale nie zgłębiłem, czyli w jaki sposób umilić graczom chwile pomiędzy napadami, żeby polubili te okresy i potrafili się nimi cieszyć. Wszak żaden filmowy bandzior nie lubi spać na gołej ziemi i ukrywać się w starej kopalni, jeśli może wylegiwać się w puchowym łożu w hotelu z dobrą obsługą. Tylko w jaki sposób odegrać to na sesji?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz