piątek, 28 września 2012

Nekromanta

Czasami pomysł na scenariusz przychodzi wraz z pomysłem na postać. Czasami sama historia postaci zawiera wiele scen wartych rozegrania. Istnieją też postaci, których istnienie zastępuje scenariusz. A najciekawiej przecież, gdy jest to coś nietypowego. Coś, czego gracze się nie spodziewają. Dziś chciałem właśnie zaproponować takie odejście od sztampy na przykładzie postaci nekromanty.

Tradycja tego typu postaci jest znana - blady, mroczny emo, otoczony gromadką szkieletów, mieszkający w zamczysku, które miast ogrodów otoczone jest cmentarzyskiem. Oczywiście z dala od ludzi, bo nikt nie chce go za sąsiada, jemu samemu wystarcza zaś sąsiedztwo truposzy. To stereotyp. Po pierwsze nekromantą nie zostaje się z urodzenia. Nie dostaje się też zamczyska w formie becikowego. Przedstawiona tu postać to schyłek kariery raczej niż jej rozkwit. Po drugie zaś są systemy, w których gracz może wcielić się w rolę nekromanty, a gdy potraktować go stereotypowo, byłaby to postać wysoce niegrywalna. Postanowiłem więc przeanalizować wątek, by przyjrzeć się bliżej "życiu i twórczości", a przede wszystkim rozwojowi kariery nekromanty.

Zacznijmy od początku - Co w ogóle pchnęło tego blondynka o rysach panienki w tak wyklęty temat?

Fascynacja śmiercią nie musiała zacząć się już w dzieciństwie, ale jest to jedno z rozwiązań. Dość oczywistym powodem byłaby śmierć bliskich - chłopiec jako jeden z dziesięciorga rodzeństwa patrzyła po kolei na śmierć rodziców a potem braci i sióstr podczas zarazy. Opiekował się chorą rodziną i za wszelką cenę próbował przedłużyć ich życie. Próbował dowiedzieć się dlaczego się zarazili, jak można ich wyleczyć, dlaczego sam nie zachorował a przede wszystkim, w swej naiwności rozważać czy skoro choroba doprowadziła ich do śmierci, możliwy jest także proces, który przywróci ich do życia.
Innym powodem, który mógłby spowodować rozważania byłby wypadek. Nieumyślne spowodowanie śmierci przyjaciela - na przykład podczas zabawy w starym młynie nie utrzymał kolegi gdy ten potknął się o stare worki i spadł z poddasza. Przez kilka minut obserwował jak z dziecka uchodzi życie i próbował powstrzymać sączącą się krew. Odtąd już zawsze próbował zgłębić wiedzę medyczną, co doprowadziło go do biblioteki, gdzie opisany był obiecujący rytuał...
Jeszcze innym powodem zainteresowania się tą gałęzią magii mogłaby by być prozaiczna nauka. Chłopiec kształcił się na lekarza czy zielarza, być może na grabarza albo balsamistę. Może nawet uczył go tego ojciec, chcący przekazać synowi fach. Obcowanie z chorymi lub nawet martwymi byłoby dla takiego dziecka normalne. Cmentarz dla syna grabarza jest środowiskiem naturalnym, niemalże placem zabaw. Zbytnie zżycie się z obrządkami balsamowania ciał budzi poczucie bezpieczeństwa wśród zmarłych, jednocześnie odpychając żywych jeśli nie z powodu świadomości tego co wyczynia nasz bohater, to już chociażby z powodu zapachu. Może to prowadzić zarówno do zdrowego zgłębiania wiedzy na temat wykonywanej pracy jak i nie tak już zdrowych fiksacji i dewiacji na tle zmarłych. Od tego jeden krok do wyobrażania ich sobie jako "żywych".

Jak widać początki mogą być różne i mieć różne podłoże, ale wątpliwym jest, żeby zaczęło się od chęci zdobycia władzy nad światem, czy posiadania armii nieumarłych służących. Także zatem i ścieżka kariery może toczyć się różnie. Pomysłów jest wiele - do mnie najlepiej przemawiają poniższe:

Balsamista wędrując od miasta do miasta zdobywa renomę. Jego reputacja rośnie. W końcu wykonuje dzieło dla kogoś znacznego i okazuje się, że zmarła żona nigdy nie wyglądała lepiej, a to za sprawą udoskonalonej receptury balsamu własnej roboty. Rzemieślnik dostaje coraz więcej zamówień od coraz wybitniejszych osobistości. Zaczyna eksperymentować z miksturami oraz pozami w jakich układa zmarłych. W końcu odkrywa, że istnieją procedury pozwalające sprawić, by zmarły mrugał powieką czy nieznacznie się poruszał. Eksperymenty przybierają na wadze. A gdyby tak...
Lekarz, który zajmuje się tylko najcięższymi przypadkami opracowuje skomplikowaną kurację dla pacjentów dotkniętych przerażającą zarazą powodującą gnicie i odpadanie fragmentów ciała. Udaje mu się zatrzymać chorobę a nawet ją cofnąć. Fragmenty ciała co prawda wyglądają inaczej, ale chory zaczyna czuć się lepiej i jest w stanie w ograniczony sposób używać swojej chorej reki. W końcu trafia na pacjenta, którego mózg zaczyna ulegać chorobie i wtedy decyduje się zastosować kurację radykalną...
Młodzieniec odkrywa swoje zdolności wyczuwania obecności duchów. Uczy się z nimi koegzystować a któregoś dnia i porozumiewać. Nie mogąc od tego czasu pozbyc się natrętnych głosów z głowy zaczyna spełniać zachcianki tych istot. Okazuje się, że każda z nich ma do załatwienia coś jeszcze zanim odejdzie. Po udzieleniu pomocy okazuje się, że duch musi się odwdzieńczyć dobroczyńcy. Młodzian odkrywa, że w ten sposób mógłby zarabiać na życie, niestety w większości przypadków pomoc duchom wiąże się z ich ciałami oraz miejscem pochówku. W pobliżu zwłok jest w stanie nawiązać silniejszy, bezpośredni kontakt. Zaczyna więc poszukiwać zwłok, z którymi porozumiewa się wtedy bez problemu. Robi to w ukryciu, bo chociaż nikomu nie szkodzi, jednak czuje że inni ludzie nie zaakceptowaliby tej działalności. W końcu osiedla się w pobliżu dużej nekropolii, a z braku towarzystwa żąda go od swoich martwych klientów...

Jedno jest pewne - nekromanta, który początkowo potrafi jedynie animować szkielet, by ten podał mu kubek wody przy pierwszym pokazie swoich umiejętności skończy z bełtem z kuszy w bebechach. Świat dowie się o jego nekromantycznych zdolnościach dopiero gdy schroni się za murami swojego zamczyska otoczonego armią świeżo wygrzebanych zombie.

Jednak zanim to się stanie jest spora pomocą dla drużyny - facet w końcu jak nikt inny zna się na anatomii a co za tym idzie na leczeniu. Prawdopodobnie zna się także na ziołach. Umie czytać i pisać. Nie straszne mu cmentarze i piwnice. Nie zmartwi go smród rozkładającego się ciała czy widok ropiejącej rany wojennej towarzysza. Jest także prawie pewne, że posiada specyfik, który zamaskuje każdy, nawet najbardziej dotkliwy zapach. A poza tym - heloł! - gość umie rozmawiać z trupami. Dzięki temu znalezienie zabójcy hrabiny stanie się dziecinna zabawą!

2 komentarze:

  1. " heloł! - gość umie rozmawiać z trupami. " - rozbroiło mnie x)

    Lubię takie postacie. Szczególnie jako wrogów drużyny. Co sprawiło, że zły nekromanta jest zły? I czy naprawdę jest zły? Może on wykopał te zwłoki i żyje z nimi na co dzień, bo to jego przedwcześnie zmarła narzeczona i tylko tak mogą być razem..

    Ale czasem trzeba jednak stanąć po drugiej stronie i powiedzieć twardo - nekromanta jest złym człowiekiem po prostu. Nie ma sensu usprawiedliwiać każdego złoczyńcę złym dzieciństwem czy dobrymi intencjami, którymi wybrukował piekło innym ludziom. Czasem ludzie są po prostu źli z natury. Czasem krzywda sprawia im przyjemność i bez mrugnięcia okiem sprzedadzą własną matkę za fajny sztylet do pchnięć.
    Taki nekromanta najczęściej wybiera tą drogę kariery, bo jak każdy nie chce umierać. Z tym, że ten osobnik aktywnie coś z tym robi - szuka formuły na wieczne życie i nie cofnie się przed zabiciem kilkunastu osób, aby samemu oszukać śmierć.. Po drodze zgłębiając tajniki śmierci nauczył się animowania szkieletów, tworzenia zombie - dobra ochrona przed resztą świata, która może chcieć go zgładzić.

    Zaś co do nekromanty jako postaci gracza.. Osobiście mocno wolę wersję złą do szpiku. Ubarwia sesje i miło aż się nią gra, a co dopiero dla niej prowadzi! Chociaż nie powiem, romantyczna wersja bohatera tragicznego może być inspirująca.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Celowo nie pisałem o typowym rozwiązaniu, bo to już wszyscy znają. Ale nawet zły do szpiku kości - coś musiało go popchnąć akurat w tym kierunku...

    A że nekromanta jest złym człowiekiem - wiadomo. Czasem dobrze tylko wiedzieć dlaczego. No i oczywiscie mieć wyjaśnienie dla gracza, który chciałby się wcielić w nekromantę a zaczyna pierwszopoziomową postacią - jakoś się musi maskować.

    OdpowiedzUsuń